One.
<music>
Kolejny dzień, który właściwie zapowiadał się tak samo. Nie było nic do roboty. Gdyby nie mój brat siedziałabym całymi dnia w pokoju. Otwierając drzwi do domu przywitałam się z rodzicami wbiegając na górę po schodach. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju rzuciłam torbę na łóżku i skierowałam się do Josha. Zapukałam do drzwi jego pokoju jednak nic nie odpowiedział. Powtórzyłam czynność ale nadal nic. Lekko chwyciłam klamkę i uchyliłam drzwi tak aby mieściła się moja głowa. W pokoju go nie było. Zbiegłam po schodach na dół zastając rozłożonego tatę na kanapie w salonie.
-Gdzie jest Josh?-zapytałam z promiennym uśmiechem. Nic nie odpowiedział tylko gestem ręki dał znać że nie wie. Skierowałam się do kuchni gdzie Jenny przygotowywała obiad.
-Wiesz może gdzie jest Josh?-zapytałam znudzonym tonem. Nie lubiłam jej i było to widać. Była moją macochą ale nigdy nie zastąpi mi mojej prawdziwej matki.
-Poszedł na stację autobusową.
-Jak to na stację?-zapytałam wyszczerzając oczy.
-Powiedział że wyjeżdża. Jest pełnoletni ja nic z ojcem nie mogłam zrobić.
Do moich oczu momentalnie zaczęły napływać łzy. Jak to on miał wyjechać. Odwróciłam się na pięcie w tym samym momencie łapiąc z miski jabłko.
-Nie martw się Vanesso.-na te słowa przewróciłam tylko oczami. Szybko prawie biegnąc przeszłam przez salon kierując się do drzwi. Złapałam tylko moją skórzaną kurtkę i ją założyłam. Otworzyłam drzwi i na odchodne powiedziałam że wychodzę nie czekając na żadną odpowiedź.
Na dworze moją twarz otulił chłodny wietrzyk. Po moim ciele przeszedł mały dreszcz. Od naszego domu do stacji było jakieś dziesięć minut drogi piechotą. Przyspieszyłam myśląc o tym że Josh mógł już wyjechać. Poczułam wibrację w kieszeni. To był mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz mojego iPhona. Wiadomość od Josha.
Od Josh: Będę za 10 minut w opuszczonym domu niedaleko stacji.
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Najwyraźniej wiadomość nie była skierowana do mnie, ale ja chciałam to wykorzystać. Po głowie wędrowało mi mnóstwo pytań. Skoro wyjeżdża po co ma iść do tego domu? A jeżeli on tak naprawdę nie wyjeżdża? Co się za tym wszystkim kryje?
Spojrzałam na drogę, która prowadziła do domku o jakim była mowa w wiadomości od mojego brata. Droga pokryta kamieniami wcale nie pozwalała mi przyspieszyć wręcz przeciwnie. Spoglądając na pozostałości po budynku, który jeszcze nie tak dawno był zamieszkiwany wzdrygnęłam się na sam widok. To co miałam przed oczyma wcale nie zachęcało mnie do wejścia jednak ciekawość jak i troska o brata wzięła górę. Weszłam do budynku po cichu martwiąc się tym żeby nikt mnie nie usłyszał czy zauważył. Szłam przed siebie dopóki nie usłyszałam stłumione głosy. Schowałam się za ścianą żeby mieć widok i słyszeć wszystko a samej zostać niezauważoną. Spojrzałam w kierunku skąd wydobywały się słowa. Moje oczy napotkały trzy sylwetki męskie jednak żadna z nich nie należała do Josha. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi w których po czasie pojawił się mój brat.
-Widzę że jednak przyszedłeś.-usłyszałam głos jednego z tamtych chłopaków.
-A miałem jakieś wyjście?-odpowiedział pytająco Josh.
-Masz to co miałeś przynieść?-pytanie było kierowane pewnie do niego jednak on nie odpowiedział.
-Zapytałem czy masz to co miałeś przynieść?!-nie było mu nawet dane odpowiedzieć bo został mu wymierzony cios w brzuch po którym zgiął się w pół z bólu. Zatkałam sobie usta dłonią aby odpędzić się od pisku czy krzyku.
-Daliśmy ci czas co jest u nas wyjątkiem a ty tego nie wykorzystałeś. Więc teraz...-chłopak nie dokończył trzymając Josha w niepewności.
-Więc teraz za to zapłacisz.-po dokończeniu tych słów dwóch z chłopaków zaczęło bić mojego brata a on nie był w stanie się nawet obronić. Kiedy upadł na ziemie kopali go w brzuch, w głowę i po klatce piersiowej. W oczach sama miała łzy ale nie chciałam żeby one się wydostały pokazując że tu jestem.
-Jeszcze z tobą nie skończyliśmy. To dopiero początek.-powiedział chłopak który jak sądzę był najważniejszy w ich całej grupie.
Było jedno pytanie, które ciągle sobie zadawałam
W co ty się kurwa wpakowałeś Josh?!
Kolejny dzień, który właściwie zapowiadał się tak samo. Nie było nic do roboty. Gdyby nie mój brat siedziałabym całymi dnia w pokoju. Otwierając drzwi do domu przywitałam się z rodzicami wbiegając na górę po schodach. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju rzuciłam torbę na łóżku i skierowałam się do Josha. Zapukałam do drzwi jego pokoju jednak nic nie odpowiedział. Powtórzyłam czynność ale nadal nic. Lekko chwyciłam klamkę i uchyliłam drzwi tak aby mieściła się moja głowa. W pokoju go nie było. Zbiegłam po schodach na dół zastając rozłożonego tatę na kanapie w salonie.
-Gdzie jest Josh?-zapytałam z promiennym uśmiechem. Nic nie odpowiedział tylko gestem ręki dał znać że nie wie. Skierowałam się do kuchni gdzie Jenny przygotowywała obiad.
-Wiesz może gdzie jest Josh?-zapytałam znudzonym tonem. Nie lubiłam jej i było to widać. Była moją macochą ale nigdy nie zastąpi mi mojej prawdziwej matki.
-Poszedł na stację autobusową.
-Jak to na stację?-zapytałam wyszczerzając oczy.
-Powiedział że wyjeżdża. Jest pełnoletni ja nic z ojcem nie mogłam zrobić.
Do moich oczu momentalnie zaczęły napływać łzy. Jak to on miał wyjechać. Odwróciłam się na pięcie w tym samym momencie łapiąc z miski jabłko.
-Nie martw się Vanesso.-na te słowa przewróciłam tylko oczami. Szybko prawie biegnąc przeszłam przez salon kierując się do drzwi. Złapałam tylko moją skórzaną kurtkę i ją założyłam. Otworzyłam drzwi i na odchodne powiedziałam że wychodzę nie czekając na żadną odpowiedź.
Na dworze moją twarz otulił chłodny wietrzyk. Po moim ciele przeszedł mały dreszcz. Od naszego domu do stacji było jakieś dziesięć minut drogi piechotą. Przyspieszyłam myśląc o tym że Josh mógł już wyjechać. Poczułam wibrację w kieszeni. To był mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz mojego iPhona. Wiadomość od Josha.
Od Josh: Będę za 10 minut w opuszczonym domu niedaleko stacji.
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Najwyraźniej wiadomość nie była skierowana do mnie, ale ja chciałam to wykorzystać. Po głowie wędrowało mi mnóstwo pytań. Skoro wyjeżdża po co ma iść do tego domu? A jeżeli on tak naprawdę nie wyjeżdża? Co się za tym wszystkim kryje?
Spojrzałam na drogę, która prowadziła do domku o jakim była mowa w wiadomości od mojego brata. Droga pokryta kamieniami wcale nie pozwalała mi przyspieszyć wręcz przeciwnie. Spoglądając na pozostałości po budynku, który jeszcze nie tak dawno był zamieszkiwany wzdrygnęłam się na sam widok. To co miałam przed oczyma wcale nie zachęcało mnie do wejścia jednak ciekawość jak i troska o brata wzięła górę. Weszłam do budynku po cichu martwiąc się tym żeby nikt mnie nie usłyszał czy zauważył. Szłam przed siebie dopóki nie usłyszałam stłumione głosy. Schowałam się za ścianą żeby mieć widok i słyszeć wszystko a samej zostać niezauważoną. Spojrzałam w kierunku skąd wydobywały się słowa. Moje oczy napotkały trzy sylwetki męskie jednak żadna z nich nie należała do Josha. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi w których po czasie pojawił się mój brat.
-Widzę że jednak przyszedłeś.-usłyszałam głos jednego z tamtych chłopaków.
-A miałem jakieś wyjście?-odpowiedział pytająco Josh.
-Masz to co miałeś przynieść?-pytanie było kierowane pewnie do niego jednak on nie odpowiedział.
-Zapytałem czy masz to co miałeś przynieść?!-nie było mu nawet dane odpowiedzieć bo został mu wymierzony cios w brzuch po którym zgiął się w pół z bólu. Zatkałam sobie usta dłonią aby odpędzić się od pisku czy krzyku.
-Daliśmy ci czas co jest u nas wyjątkiem a ty tego nie wykorzystałeś. Więc teraz...-chłopak nie dokończył trzymając Josha w niepewności.
-Więc teraz za to zapłacisz.-po dokończeniu tych słów dwóch z chłopaków zaczęło bić mojego brata a on nie był w stanie się nawet obronić. Kiedy upadł na ziemie kopali go w brzuch, w głowę i po klatce piersiowej. W oczach sama miała łzy ale nie chciałam żeby one się wydostały pokazując że tu jestem.
-Jeszcze z tobą nie skończyliśmy. To dopiero początek.-powiedział chłopak który jak sądzę był najważniejszy w ich całej grupie.
Było jedno pytanie, które ciągle sobie zadawałam
W co ty się kurwa wpakowałeś Josh?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz